Akt III, Scena VIII
- Izba klasztorna obrócona na więzienie, okno kratowe, stół i łóżko drewniane. KORDIAN skazany na śmierć gada z Księdzem zakonnym. GRZEGORZ. stary sługa, chodzi po pokoju ze łzami w oczach.
GRZEGORZ
do siebie
- Ten ksiądz już od godziny dręczy mego pana,
- Ot! dajcie mu przed śmiercią pokój! dajcie pokój!
- Jaki tam Bóg powiedział: Dziecko w więzy okuj?
- Nie ma Boga, przystaję do cechu szatana...
KORDIAN
- Grzegorzu, módl się za mnie.
Grzegorz jak skarcone dziecko pada na kolana i modli się... Kordian klęka u stóp Księdza, ten błogosławi... i mówi podnosząc Kordiana.
KSIĄDZ
- Synu! powstań z prochu
- I leć do Boga, ale przebacz światu.
- Bóg cię wyrywa z lwiéj paszczy, i z lochu,
- W którym byś uwiądł na kształt mdłego kwiatu...
- Teraz, mój synu, przed wieczności drogą
- Nié masz co komu przekazać na ziemi?
KORDIAN
- Nic.
KSIĄDZ
- I nikogo na ziemi?...
KORDIAN
- Nikogo.
KSIĄDZ
- Nie byliż ludzie przyjaciołmi twemi?...
KORDIAN
- Nikt.
KSIĄDZ
- Tyś mi tego nie powiedział grzechu!
- Zlituj się nad nim, Boże! Wielki Boże!
KORDIAN
- Nim zimne ciało do grobowca złożę,
- Jakiś głos tęskny, słyszę w duszy echu;
- Pamiątek woła... i śladu na świecie...
KSIĄDZ
- I to grzech, synu... Wy młodzieńcy chcecie
- Schodząc ze świata ślad wieczny zostawić,
- Myślą wypalić, lub mieczem wykrwawić;
- Po cóż ta żądza? Ani te opady
- Liści uwiędłych chciwa rola zbierze,
- Ani pomogą duszy jak pacierze
- W ustach przechodnia... I po cóż te ślady?...
- Jam cię zasępił... przebacz! bo ja może
- Jestem za stary, a ty dziécie wiosen...
- Więc nie rozumiem... Słuchaj... przy klasztorze
- Jest ciemny ogród, szpalerami sosen
- Różnie pocięty... dzisiaj w tym ogrodzie
- Zasadzę różę miesięczną i twojem
- Nazwę imieniem... by zakwitła w chłodzie
- Posępna, blada...
KORDIAN
- Niech ci pociech zdrojem
- Bóg wynagrodzi... i nazwiesz tę różę
- Mojém imieniem? i może nie zwiędnie!...
Ksiądz odchodzi.
- Spłyńcie się teraz w jednéj myślnéj chmurze
- Wszystkie sny marzeń latające błędnie!
- I bądźcie ze mną! Niebo! ty mi zapal
- Słońce i księżyc i gwiazdy, bo konam!
- Bo tam przed ludźmi, choćby wbity na pal,
- Zamknę cierpienia i bole pokonam;
- Lecz tu łez moich duma nie zatrzyma...
- O! gdybym wiedział, że tak bez powrotu
- Ziemię żegnałem; przed chwilą odlotu
- Patrzałbym na świat innemi oczyma,
- Dłużéj! ciekawiéj, a może ze łzami...
- Bo tam pomiędzy ogrodu kwiatami
- Jest pewnie piękny kwiat... a ja go nie znam!...
- Może dźwięk jaki nowy struna daje...
- A jam nie słyszał... Czegoś mi nie staje!
- Ludzi znać nie chcę, lecz niech się obeznam
- Z ziemią, piastunką ludzi!... O! ty ziemio!
- Byłażeś dla mnie piastunką troskliwą?
po chwili ze wzgardą
- Niech się rojami podli ludzie plemią,
- I niechaj plwają na matkę nieżywą,
- Nie będę z niémi! – Niechaj z ludzkich stadeł,
- Rodzą się ludziom przeciwne istoty,
- I świat nicują na złą stronę cnoty,
- Aż świat, jak obraz z przewrotnych zwierciadeł,
- Wróci się w łono Boga, niepodobny
- Do tworu Boga... Niechaj tłum ów drobny!
- Jak mrówki drobny! ludem siebie wyzna!
- Nie będę z niemi! – Niech słowo ojczyzna,
- Zmaleje dźwiękiem do trzech liter cara;
- Niechaj w te słowo wsięknie miłość, wiara,
- I cały język ludu w te litery,
- Nie będę z niemi! – Niech szubienic drzewa
- W ogrodach miejskich rosną jak szpalery,
- Niech się w ogrody takie tłum wylewa,
- Śmiechom przyjazny, a łzom nienawistny;
- Niech nianki w ogród szubienic bezlistny
- Prowadzą dziatki, by tam dla zabawy
- Grzebały piasek krwią męczeńską rdzawy...
- Nie będę z niemi! – O zmarli Polacy,
- Ja idę do was!... Jam jest ów najemny,
- Któremu Chrystus nie odmówił płacy,
- Chociaż ostatni przyszedł sadzić grono;
- A tą zapłatą jest grób cichy, ciemny;
- Tak wam płacono...
GRZEGORZ
- Panie! nie mogę skończyć pacierza, co każe
- Przebaczyć wrogom. Bóg ich na ziemi ukarze!
- Oj, paniczu mój drogi, na cóż tobie było
- Ten pistolet przykładać do białego czoła?...
- Pamiętam, w lesie oko miesięczne świeciło,
- Szedłem, a ciągle za mną ktoś: Grzegorzu! woła.
- Szedłem po lesie... nagle widzę me dzieciątko,
- Na wrzosach, krew czerwona płynie jak rubiny...
KORDIAN
- Nie wspominaj mi o tém.
GRZEGORZ
- Szatańską pieczątką
- Pan naznaczyłeś czoło, giniesz z owéj winy.
- Widzi pan... Człowiek siebie nad brata miłuje,
- Gdy Bóg karał Kaima, a on zabił brata;
- Więc każdy, co się kulą zabija lub truje...
Zatrzymuje się i z rozpaczą:
- Przewidziałem nieszczęście... lecz śmierć z ręki kata!!!
- O! o! o! Panie drogi! pociesz mię, mów do mnie!
- Pisarzowi napisać każę twoje słowa,
- W życiu je stary Grzegorz na piersi przechowa;
- Każę je dzieciom w grobie położyć – koło mnie,
- Blisko... bo słowa dziecka, to staremu kwiaty...
KORDIAN
- Czy ty masz dzieci?
GRZEGORZ
- Oh! mam syna...
KORDIAN
- Czy żonaty?
Grzegorz daje znak głową, że tak.
- Więc jeśli się synowi twemu syn narodzi,
- To go ochrzcij imieniem mojém, Kordian...
GRZEGORZ
- Panie,
- Będę płakał, wołając na wnuczka: Kordianie!
KORDIAN
- O! nie, tak nie nazywaj... imie mu zaszkodzi...
- Nie nazywaj Kordianem...
GRZEGORZ
- Paniczu mój drogi,
- Nie wydzieraj, coś dawał; jam się już oswoił
- Z tą myślą, że mój malec, choć nędzarz, ubogi,
- Ja go będę nazywał Kordian... jeśli zbroił,
- Ja go nie będę karał... Niech rośnie jak kwiatek
- Kordianek mały! mój Kordianek! mój bławatek!...
Śmieje się ze łzami w oczach.
- O! panie! panie! czemuż ty go nie zobaczysz?
KORDIAN
- Boże! dziecka za imię ukarać nie raczysz,
- Ani mu stworzysz życie, równe memu życiu?
- To dziwnie! że jak człowiek tonący w rozbiciu,
- Chwytam się każdéj słomki... szukam przeżyć siebie...
zamyślony
- Więc gdy mi wezmą życie... a starzec pogrzebie!...
- Kiedyś!... za błędném dzieckiem, po łąkach, lub w borze,
- Głos matki wołać będzie... Kordian! Kordian! – długo...
- Dziécie śmiechem odpowié, nad kwiecistą strugą...
- A pośród ciemnych murów, gdzieś w cichym klasztorze,
- Róża moja zakwitnie... Ksiądz w czarnym habicie
- Pacierze nad nią zmówi... Więc róża – i dziécie. –
Oficer wchodzi z Księdzem zapłakanym.
KSIĄDZ
- Synu!...
KORDIAN
- Na jaką idę śmierć?...
OFICER
- Na rozstrzelanie...
Grzegorz pada ma kolana. Kordian bierze w obie ręce jego siwą głowę i całując mówi przerywanym głosem.
KORDIAN
- Bądź zdrów – mój wierny – ojcze...
Odchodzi.
GRZEGORZ
wyciągając ręce
- Panie! panie! panie!
Pada na ziemię... Potém zrywa się i wybiega spiesznie za Kordianem.